Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Edukacja seksualna: potrzebna bardziej niż jakikolwiek inny przedmiot

Skąd się biorą dzieci – o to pytają już mniej więcej 4–5-latkowie. Skąd się biorą dzieci – o to pytają już mniej więcej 4–5-latkowie. Thought Catalog / Unsplash
Nie uczymy dzieci o emocjach ani jak bronić swoich granic, chociaż każde kiedyś będzie chciało się zakochać, mieć udany seks i może mieć własne dzieci – mówi psycholożka Marta Niedźwiecka.

AGATA SZCZERBIAK: – Edukacja seksualna w szkołach powinna być obowiązkowa?
MARTA NIEDŹWIECKA: – Zapytałabym raczej: czy warto w tych czasach uczyć dzieci geografii? Opowiadamy im o zlodowaceniach czy górotworzeniu karpackim, wierząc, że to ma jakiś sens, nawet jeśli z dzieci nie wyrosną geografowie. Natomiast każde dziecko będzie miało życie seksualne, będzie chciało się zakochać, mieć udany seks, związek i być może dzieci. Każde.

Mimo to uczymy dzieci geografii czy chemii, a nie zarządzania emocjami albo tego, jak bronić granic, czym jest konsensualny seks, a czym równościowa relacja. Nie uczymy ich alfabetu emocji, wpychając im do głowy mnóstwo danych, które znajdą w Google. Edukacja seksualna jest w szkole bardziej niezbędna niż jakikolwiek inny przedmiot, wyłączywszy podstawy algebry, pisania, czytania i języków obcych. Dotyka tego, co każdemu dziecku, w przyszłości dorosłemu, w jakimś momencie życia będzie potrzebne.

Skoro obowiązkowa, to od kiedy?
My, edukatorzy seksualni, mówimy: jak najwcześniej. Ale oczywiście program musi być dostosowany do wieku, możliwości intelektualnych i psychicznych dziecka. Trzeba go prezentować w sposób nienaruszający granic. Ważne pytania padają już w przedszkolu. Skąd się biorą dzieci – zastanawiają się już mniej więcej 4–5-latkowie.

Edukacja seksualna ma za zadanie na to i inne pytania odpowiedzieć. Nie polega na wyświetlaniu w przedszkolach filmów pornograficznych, choć czasem mam wrażenie, że przeciwnicy edukacji chcą tak o tym myśleć. Takie rozmowy są właśnie po to, żeby dzieci, zadając sobie podstawowe pytania, nie musiały buszować po internecie czy szukać odpowiedzi w porno.

Czy to nie rodzice powinni decydować, czego ich dzieci dowiadują się na temat seksu, cielesności i antykoncepcji?
Rodzice mają na dzieci taki wpływ, jaki sobie zapewnią. Jest absolutną iluzją przekonanie, że sztywni, stawiający duże obostrzenia moralne wokół seksualności rodzice wychowają „grzeczne”, dobrze regulujące się emocjonalnie dzieci. Najczęściej jest dokładnie odwrotnie. Wychowają albo bardzo stłumione osoby, o dużych problemach psychoseksualnych w dorosłości, albo takie, które mają problemy z samoregulacją.

Odwróciłabym to pytanie: dlaczego rodzice nie mają ochoty ingerować w program nauczania języka polskiego? Bo zakładają, że oddają swoje dzieci w ręce specjalistów. Podobnie z wiedzą na temat rozwoju psychoseksualnego – pozwólmy szerzyć ją specjalistom. Niestety nie wszyscy rodzice mają adekwatną wiedzę o ludzkiej seksualności. To, co mogą dać swoim dzieciom, to nieformalna edukacja, otwartość i aprobata wobec rozmów o ciele, uczuciach i seksualności.

Zakładamy, że dzieci otrzymują w szkole porcję merytorycznej wiedzy, która nie jest światopoglądowo zaburzona. Że zarówno dziecko wychowane w rodzinie katolickiej, jak i to z rodziny ateistycznej może uczyć się tej samej biologii. Dlaczego nie miałoby tak być z edukacją seksualną? Rzeczowa edukacja seksualna nie zabrania ludziom dokonywania wyborów zgodnych z ich religią. Nie zabrania korzystania z kalendarzyka małżeńskiego. A nawet w pewnych miejscach mówi podobne rzeczy co tzw. stróże moralności. Czyli: nie oglądajcie porno, bo jak jesteście mali, to nie zrozumiecie, o co chodzi. Powstrzymajcie się z inicjacją seksualną do momentu osiągnięcia dojrzałości emocjonalnej. Nie podejmujcie kontaktów seksualnych pod wpływem alkoholu, bo to niebezpieczne. W Polsce krzyk ideologiczny wokół tego tematu jest tak głośny, że przeciwnicy edukacji seksualnej słyszą tylko własne słowa, głusi na merytoryczne argumenty.

Ordo Iuris przekonuje, że WHO wcale nie chodzi o przekazywanie wiedzy zdrowotnej, a o szerzenie pewnej ideologii. Obyczajowy permisywizm. Tę obawę przejmuje część rodziców. Czy rozmowa o seksualności dzieci i nastolatków nie zachęca do seksu?
Rozmowa o seksualności z dziećmi i młodzieżą jest rozmową o seksualności, a nie zachęcaniem do seksu. Jedyna ideologia, jaką tu widzę, należy do przeciwników edukacji seksualnej. Nasze dzieci rodzą się gotowe do przeżywania seksualności, a gdy zaczynają dojrzewać, wchodzą w seksualność aktywnie jako jej podmiot. Nie można zachęcać ludzi do oddychania albo ich zniechęcić do tej aktywności. Oddychamy, bo taka jest nasza fizjologia. Jesteśmy też seksualni i musimy się uczyć, jak ten fakt rozumieć i jak siebie w tym odnaleźć.

WHO zaleca rozmowę o masturbacji z 4-latkami.
Tak, z małymi dziećmi należy rozmawiać o masturbacji w sposób właściwy dla ich wieku. Czteroletnie dzieci dotykają swoich genitaliów i to jest normalna faza rozwojowa. Nie robią tego w celu seksualnym – to dorośli widzą w tym coś erotycznego. Dzieci poznają w ten sposób swoje ciało – jeśli dorośli nie chcą przyjąć tego do wiadomości, zaczynają się prawdziwe problemy. Natomiast dobrze przygotowany opiekun w przedszkolu, jeśli zaobserwuje np. masturbację instrumentalną u małego dziecka, będzie w stanie mu pomóc, bo będzie wiedział, że nie o seks tutaj chodzi, ale np. o wysoki poziom lęku u dziecka, które przeżywa jakieś trudności.

Według standardów WHO dzieci w przedziale 4–6 lat mają razem z dorosłymi obalić mity związane z prokreacją. Jak powiedzieć, skąd się biorą dzieci, dzieciom w wieku 4–6? Czy jest na to jakaś standardowa odpowiedź?
Nie wszystkie dzieci rozwijają się tak samo, ale wszystkie dzieci w wieku 4–6 lat mają podobną pulę umiejętności poznawczych. I w tym zakresie mieści się zrozumienie, że dzieci nie są przynoszone przez bociany. Dziecko 4–6-letnie chce wiedzieć, skąd wzięło się na świecie, ale nie musi mieć całego opisu stosunku seksualnego włącznie z filmem z narodzin, wystarczy kilka zdań opisu ogólnego.

Jakich zdań?
Na przykład że mama z tatą się przytulają. Kochają się i dochodzi do zapłodnienia komórki, z której potem rośnie dziecko.

A dlaczego dzieci już w wieku 6–9 lat mają dowiadywać się na temat stosowanych metod antykoncepcji?
Chodzi o to, żeby powiedzieć dzieciom, że ludzie mają dzieci wtedy, kiedy chcą, są na nie zdecydowani, gotowi. Czyli kochają się, mogą je wychowywać, troszczyć się. Ale też że są różne metody na to, żeby uprawiać seks i nie zachodzić w ciążę. I takie informacje można nadal dostosowywać do wieku dziecka – sześciolatek usłyszy o decyzji o posiadaniu dziecka, dwunastolatek o antykoncepcji jako idei planowania dorosłego życia, czternastolatek – o konkretnych metodach zapobiegania nieplanowanej ciąży, właściwych dla kobiet, mężczyzn, ich stanu zdrowia, wieku itp.

Dlaczego właśnie w tym wieku dzieci powinny się o tym dowiedzieć?
Wiek 6–9 to etap poznawczej ciekawości. Najpóźniej w wieku 7 lat dzieci zaczynają czytać i pisać. Ich głód wiedzy wzrasta. Wtedy pojawiają się też pytania o śmierć, narodziny, przyszłość. Trzeba go nasycić miarodajną informacją. Trzeba dać dzieciom wiedzę, żeby nie musiały szukać jej w internecie, bo wtedy z pewnością natkną się na treści pornograficzne, które są zdecydowanie niewłaściwe na tym etapie.

Rodzice mogą robić wielkie oczy, słysząc, że w przedziale 9–12 lat dzieci mają nabyć umiejętności takie jak „skuteczne stosowanie prezerwatyw i środków antykoncepcyjnych w przyszłości”, a w przedziale 12–15 lat – wiedzieć, jak „cieszyć się seksualnością z zachowaniem szacunku”.
Nie wiem, dlaczego mieliby robić wielkie oczy. Czy od tego, że można się cieszyć seksualnością, czy może od tego, że trzeba szanować swoich seksualnych partnerów, bo to podstawa konsensualnych relacji? Potencjalnie już 13-letnie dzieci zaczynają się intensywnie interesować swoją seksualnością. Dziewczynki mają okres, chłopcy polucje. Obudźmy się. W Polsce 13-latki rodzą dzieci. Nastolatki mogą dojrzewać, być seksualne i jednocześnie pozbawione podstawowego zaplecza informacyjnego, bezradne wobec tego, że np. dzieje im się krzywda. Mogą też dojrzewać i otrzymywać rzeczową wiedzę, wsparcie od dorosłych. Nie wiem, czy rodzice w XXI w. w Polsce uważają, że nastolatki czekają z seksem do 21. roku życia, ale jeśli tak, to naprawdę czas się urealnić.

Czemu można zapobiec, przekazując rzetelną wiedzę na temat ciała, seksualności, dotyku? Jakim złym doświadczeniom?
To, co mnie najbardziej piekli w tej dyskusji, to że pod hasłem dbania o dobro dzieci dorośli realizują swój ideologiczny program, który nie ma nic wspólnego z zapewnieniem bezpieczeństwa dzieciom. Jest to postawa absurdalnie głupia – biorę odpowiedzialność za użycie tego słowa – ponieważ jest krótkowzroczna, pozbawiona merytorycznych podstaw i obciąża skutkami dzieci. I to na resztę ich życia. Wszystko w imię ideologii, która przegrywa z nauką i zdrowym rozsądkiem.

Jako dorośli cierpimy na długofalowe skutki braku edukacji seksualnej – lęki, stłumienia, dysfunkcje, niemożność ułożenia sobie życia seksualnego. Jesteśmy nieświadomi, jak chronić swoje granice, jak chronić się przed infekcjami przenoszonymi drogą płciową, jak planować prokreację, jak czerpać przyjemność z intymności. Kobiety są wykorzystywane, homoseksualni nastolatkowie odbierają sobie życie z powodu prześladowań. To nie ma nic wspólnego z chronieniem dzieci.

Czytaj także: Homoseksualni rodzice nie są ani gorsi, ani lepsi niż hetero

***

Marta Niedźwiecka – psycholożka, sex coach.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama